Eksperci nie mają wątpliwości. Rządowy projekt nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi w obecnej formie będzie nieskuteczny, ponieważ nie zawiera kluczowego przepisu – zakazu reklamy piwa.
Po długich miesiącach konsultacji międzyresortowych wreszcie przedstawiono rządowy projekt, który teoretycznie miałby na celu zmniejszenie negatywnego wpływu piwa na społeczeństwo, a zwłaszcza na dzieci i młodzież. Jednak nie uwzględniono w nim kluczowego postulatu, o który zabiegali lekarze oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych. Zamiast znieść uprzywilejowaną pozycję piwa, politycy zdecydowali się jedynie na kilka zmian ograniczających najbardziej rażące formy promocji alkoholu w przestrzeni publicznej, jak chociażby alkotubki, które wzbudziły kontrowersje we wrześniu 2024 roku. Wydaje się jednak, że to jedynie niewielki krok, który w żaden sposób nie rozwiązuje problemu, co podkreślili liczni eksperci.
Prof. Koźmiński: Decydenci chcieli pokazać, że robią „coś”
Według dr. hab. n. pr. Krzysztofa Koźmińskiego, profesora Uniwersytetu Warszawskiego, radcy prawnego i współzałożyciela kancelarii Jabłoński Koźmiński, który przygotował ekspertyzę prawną projektu, nowe regulacje w rzeczywistości nie wprowadzają istotnych zmian i w wielu aspektach są niespójne. Szczegółową analizę można znaleźć w rozmowie „Dlaczego w projekcie nowelizacji ustawy o alkoholu nie ma zakazu reklamy piwa?” opublikowanej na portalu politykazdrowotna.com. Ekspert określa nowelizację jako pozbawioną siły sprawczej, a wręcz modelowy przykład błędnego podejścia do polityki antyalkoholowej. Dlaczego więc rządzący postawili na półśrodki, które najprawdopodobniej nie przyniosą oczekiwanego efektu w skali kraju?
– To zasadnicza słabość projektu – mam wrażenie, że stojący za nim decydenci chcieli pokazać, że robią „coś” w obszarze polityki antyalkoholowej państwa. Ale to „coś” to za mało, wyłącznie kosmetyka, która nikogo nie satysfakcjonuje. Podejrzewam, że zabrakło odwagi autorom projektu. podejrzewam, że projektodawca przyjął (podobnie jak autorzy dotychczasowej regulacji), że piwo jest tym „mniej złym” (szkodliwym) alkoholem, bo niskoprocentowym albo w ogóle bezalkoholowym. Problem w tym, że – jak pokazują również zagraniczne oraz międzynarodowe badania – takie wrażenie jest niekoniecznie zgodne z faktami: czasem pozornie niewinna używka stanowi punkt wyjścia dla innych produktów, a jej łatwiejsza dostępność czy inna „taryfa ulgowa” ze strony państwa sprzyja częstszemu spożyciu, co skutkuje uzależnieniem oraz równie dotkliwymi konsekwencjami zdrowotnymi. Zwłaszcza gdy konsument spożywa taki alkohol regularnie – wyjaśnił prof. Krzysztof Koźmiński w wywiadzie udzielonym redakcji politykazdrowotna.com.
Reklama piwa a koszty społeczne
Debata nad nowymi regulacjami nadal trwa, a ich ostateczna forma będzie wynikiem konsultacji społecznych i decyzji rządzących. Nie ulega jednak wątpliwości, że zmiany są konieczne, jeśli Polska zamierza skutecznie ograniczać negatywne skutki nadmiernego spożycia alkoholu i dbać o zdrowie przyszłych pokoleń. Co więcej, można na ten problem spojrzeć również z punktu widzenia wydatków państwa. Otóż różnica między wpływami budżetowymi z akcyzy na alkohol a szacowanymi kosztami społeczno-ekonomicznymi sięga ponad 79,9 mld złotych rocznie. Te niepokojące wyliczenia potwierdzają badania, np. z 2020 roku, na które powołuje się cytowany już prof. Krzysztof Koźmiński. Innymi słowy, choć rząd uzyskuje kilkanaście miliardów złotych z akcyzy, to jednocześnie ponosi niemal 80 miliardów strat związanych z konsumpcją alkoholu, głównie w kontekście obciążenia systemu ochrony zdrowia. Z tego względu trudno uznać reklamę piwa za zjawisko pożądane, przynoszące korzyści komukolwiek, za wyjątkiem koncernów browarniczych.
Źródło: podatnik.info, politykazdrowotna.com, wPolityce.pl