Marek Sachs, człowiek ze Śląska, chce wybudować w środku Puszczy Noteckiej w Wielkopolsce parking dla kamperów i sztuczne jezioro. Wartość inwestycji to około 2,5 miliona złotych. To kolejna kontrowersyjna inwestycja w Puszczy Noteckiej, obok Zamku w Stobnicy. Zdaniem części mieszkańców inwestor za nic ma ich głos. Wątpliwości budzi też jego przeszłość i działalność prowadzonych przez niego biznesów. PIP potwierdziła w nich liczne nieprawidłowości związane z zatrudnianiem cudzoziemców. Jego firma to partner serwisowy spółki MAN.
Mieszkańcy Kwiejc Nowych w województwie wielkopolskim są oburzeni planami nowej inwestycji w ich gminie. Ma tam powstać m.in. potężny parking dla stu kamperów. Według Gazety Wyborczej „podczas spotkania inwestor snuł wizję stworzenia jeziora z wyspą, wydzielenia części gastronomicznej, campingu”. Działka, na której Marek Sachs chce ulokować swoją inwestycję położona jest na obszarze Natura 2000, w otulinie Sierakowskiego Parku Krajobrazowego.
Gazeta Wyborcza cytuje mieszkańców wsi, którzy uważają, że inwestycja zniszczy bezpowrotnie klimat ich ukochanej miejscowości, bo „raptem kilkaset metrów od naszych domów, ktoś chce postawić hotel, restaurację i parking dla kilkudziesięciu kamperów. Tu nie ma nawet kanalizacji ani odpowiedniej drogi. Tu jest pieszojezdnia”.
Przeciw są ekolodzy, mieszkańcy, sprawą zajął się także poseł Nowoczesnej Adam Szłapka. W piśmie do wójta gminy Drawsko, na terenie której leży wioska Kwiejce podkreślił, że „inwestycja zniszczy klimat społeczno-kulturowy wsi, która dla wielu mieszkańców jest azylem od wielkomiejskiego zgiełku”.
„Gigant-hotel w środku Puszczy Noteckiej”
– Inwestycja w postaci megakamperowiska, jeśli powstanie, przyniesie więcej kłopotów i strat niż korzyści. Jest ona planowana na terenie położonym wewnątrz Puszczy Noteckiej, co już powodować będzie negatywne reperkusje związane z dojazdem i następnie oddziaływaniem na bezpośrednie otoczenie – uważa dr hab. inż. Władysław Kusiak, pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, współautor przewodnika po Puszczy Noteckiej.
Ekspert uważa, że lokalizacja inwestycji na podmokłym terenie wymaga osuszenia i melioracji.
– Pomysł, żeby stworzyć sztuczne jezioro jest zaskakujący, bo raz – brakuje na tym terenie wody, a dwa – musiałby naruszyć i tak już mocno zachwiane stosunki wodne w bezpośrednim sąsiedztwie. Inwestycja zaskakuje rozmachem przy braku atrakcyjnego sąsiedztwa. Gdyby była ona realizowana nad morzem czy przy dużym jeziorze, to wątpliwości o celowości takiego projektu nie pojawiałyby się. Obawiam się, że w grę wchodzić może nie tyle wybudowanie kamperowiska, ale osady domków letniskowych – podkreśla ekspert.
Dr hab. inż. Władysław Kusiak dodaje, że „na początku tego roku radni gminy Drawsko w głosowaniu gremialnie i dość pospiesznie przegłosowali wstępną zgodę na uruchomienie procedury proinwestycyjnej nie pozwalając na zebranie opinii i głębsze przedyskutowanie sprawy”.
Ekspert napisał pismo w tej sprawie do wójta gminy Drawsko z prośbą o to, by „rozważyć wszystkie konsekwencje jakie tego typu inwestycja może za sobą przynieść”. Na nic się to zdało. Sprawa inwestycji była omawiana na posiedzeniu Rady Gminy. Inwestor dostał pozytywną rekomendację.
– Uzyskał on pozytywną opinię do rozpoczęcia procedury zmiany w zakresie terenów pod usługi rekreacji, turystyki oraz funkcji z nimi związanych np. handel, gdzie planowane jest powstanie: pola campingowego z zapleczem socjalnym, obiektu hotelowego, restauracji, basenu oraz towarzyszącego tym obiektom obiektu handlowego, a nie „stworzenie jeziora z wyspą” – mówi wójt gminy Drawsko mgr Bartosz Niezborała.
Wójt dodaje, że gmina nie badała wpływu inwestycji na środowisko, bo nie zostało jeszcze wszczęte postępowanie administracyjne w sprawie wydania decyzji środowiskowej, a konsultacje z mieszkańcami… są planowane.
– Szacowane wpływy z planowanej inwestycji to 251 tysięcy zł rocznie – twierdzi wójt gminy Drawsko. Czy gmina faktycznie uzyska takie środki, po tym jak nieodwracalnie zostanie zmieniony jej krajobraz to już inna sprawa.
– Jeszcze jeden ważny argument na „nie”, to rozmach inwestycyjny, który w realiach Puszczy Noteckiej można przyrównać do np. budowy gigant-hotelu w Karpaczu z gołębiem w nazwie – komentuje dr hab. inż. Władysław Kusiak. – To także wzrost zagrożenia pożarowego, a statystyki są bezlitosne: pożary lasu wynikają głównie z nieostrożności dorosłych, czyli wiążą się z używaniem otwartego ognia w lesie i pozostawianiu niedopałków po papierosach – dodaje.
Spółki Marka Sachsa. Byli pracownicy: „omijajcie szerokim łukiem tych oszustów i tę firmę”
Marek Sachs działa branży transportowej. Prowadzi w Radlinie na Śląsku serwis samochodowy ST Truck sp. z o.o. oraz przedsiębiorstwa transportowe Sachs Trans sp. z o.o. oraz Sachs Trans International sp. z o.o. Spółki te mają należą do rodziny Sachs, a według informacji podanych na stronie internetowej Sachs Trans, spółka ta chwali się na stronie internetowej, że posiada flotę liczącą 400 pojazdów. Spółka ST Truck jest także autoryzowanym serwisem niemieckiej firmy MAN.
Część pracowników tych spółek, którzy wypowiadają się na forach internetowych, nie przedstawia firmy w dobrym świetle. Zwracają oni uwagę m.in. na nieodpowiednie podejście do pracowników. Według zatrudnionych tam osób firma nie wywiązuje się z obietnic co do obiecywanych zarobków – tnie koszty na dietach i godzinach nocnych. Nieprzestrzegany jest czas pracy kierowców. Brak też profesjonalnego podejścia kierowników spedycji, a standardem jest pracowanie w nadgodzinach.
„Współczuję ludziom, którzy tam jeszcze pracują. Cały czas wywierana presja na pracownikach. czego się spodziewać po ślepym. To jego dyktatura” – czytamy na portalu gowork.pl. „Ludzie pracujący w tej firmie jak i szefostwo nie mają żadnego szacunku do pracownika! Odradzam!!!! mijajcie szerokim łukiem tych oszustów i tą firmę!!!!! MASAKRA (pisownia oryginalna – red.)” – dodają inni.
Jednocześnie pracownicy pytają, gdzie jest Państwowa Inspekcja Pracy? Zwróciliśmy się więc z pytaniami do Okręgowej Inspekcji Pracy w Katowicach.
Sachs Trans – pracownicy bez potwierdzonej umowy na piśmie?
W Sachs Trans International sp. z o.o. z Radlina w ciągu ostatnich 3 lat przeprowadzono 6 kontroli. Ostatnia kontrola zakończyła się w listopadzie 2021 r. Inspektorzy sprawdzali, czy wynagrodzenia za pracę są prawidłowo naliczane i wypłacane, czy prowadzona jest ewidencja czasu pracy dla kierowców oraz czy cudzoziemcy byli zatrudnieni legalnie.
– W wyniku kontroli zobowiązano pracodawcę do przekwalifikowania, wobec ośmiu cudzoziemców, zawartych umów-zleceń w umowy o pracę – mówi rzecznik prasowy Okręgowej Inspekcji pracy w Katowicach Małgorzata Jędrzejczyk.
Inspekcja Pracy podkreśla, że wcześniejsza kontrola zakończona w sierpniu 2020 objęła m.in. „nawiązanie i rozwiązanie stosunku pracy, czas pracy, naliczenia i wypłacanie wynagrodzenia oraz innych należności ze stosunku pracy pracownikom (cudzoziemcom) zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa pracy wewnątrzzakładowymi źródłami prawa pracy”.
– Po kontroli wydano wystąpienie zawierające 14 wniosków, regulujących m.in.: nieprawidłowości w zakresie potwierdzania na piśmie umowy o pracę – mówi inspektor Jędrzejczyk.
Czy to oznacza zatrudnianie na czarno? Inspekcja nie chciała rozwijać tego wątku. Zgodnie z art. 29§ 2 kodeksu pracy umowę o pracę zawiera się na piśmie. Pracodawca, który nie potwierdza na piśmie zawartej z pracownikiem umowy o pracę popełnia wykroczenie przeciwko prawom pracownika (art. 281 pkt 2 kodeksu pracy).
Nieprawidłowości w Sachs Trans International było zresztą więcej.
– Nieprawidłowości dotyczyły dokonywania zmian warunków płacy i pracy, zapewnienia pracownikom zatrudnionym na stanowisku kierowcy przeciętnie pięciodniowego tygodnia pracy w przyjętym okresie rozliczeniowym, terminowego wydawania świadectwa pracy i jego treści, naliczenia wypłaconych składników wynagrodzenia, zaniżenia wymiaru urlopu wypoczynkowego, treści regulaminu wynagradzania, prowadzenia ewidencji czasu pracy – informuje Inspekcja Pracy w Katowicach.
***
26 lipca wysłaliśmy do Marka Sachsa pytania w trybie dziennikarskim. Chcieliśmy zapytać o nieprawidłowości w firmie. Chcieliśmy także potwierdzić, czy był on w przeszłości osobą karaną w związku z działalnością mafii stalowo-VATowskiej oraz czy odsiadywał wyrok w więzieniu w Raciborzu. Do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania.
Robert Wyrostkiewicz – dziennikarz
fot. Pixabay.com